niedziela, 20 marca 2016

Rozdział 8- Powrót

24 marca, California
Powoli  otworzyłam powieki. Oślepiły mnie jasne światła. Trochę zajęło zanim mój wzrok się przyzwyczaił. Rozejrzałam się wokół. Czerwone ściany, jakieś łóżko z pasami... Bandaże i szyna na moim ciele. Co się w ogóle stało?! Nagle do pokoju wszedł niewysoki brunet.
-Cześć młoda, wreszcie się wybudziłaś.- w ręce trzymał misia i jakiś album.- za pewne nic nie pamiętasz... No ale zmienimy to.
Pokiwałam twierdząco głową i zrobiłam miejsce dla chłopaka.
-Więc tak... Jesteś Kathrine Emma Parker masz 17 lat, kochasz tatuaże i piercing. Masz zajebisty głos i świetnie tańczysz. Ja jestem Tom Parker. Twój starszy braciszek, którego bardzo kochasz. - poczochrał mi włosy.- Nasi rodzice zginęli niedawno w wypadku, dlatego teraz mieszkasz ze mną i chłopakami.
- A to skąd?- wskazałam na nadgarstek w bliznach. Posmutniał.
-Eh... To może powiem ci jak wrócisz do domu. Co jeszcze chcesz wiedzieć?
-Co to za misiek i album?
- Tego misia dostałaś ode mnie jak byłaś mała no i do dziś żyje, natomiast w albumie jest pełno naszych zdjęć. Świta ci już coś wariatko?- i właśnie w tym momencie zaczęło mi się przypominać całe dzieciństwo związane z moim bratem? O ile to on i mnie nie oszukuje.
- no pewnie debilu.- odparłam. Tom uśmiechnął się szeroko.- To jak oglądamy fotki?- spytałam.
Chłopak otworzył album na pierwszej stronie. Jakieś zdjęcia ze szpitala. Na następnej z chrztu, dalej kolejne etapy dorastania, typu pierwszy dzień w szkole, jakieś występy i tak dalej.
Wskazałam na fotografię, na której wraz z Tom'em leżeliśmy na kocu na łące.

-Ej pamiętam to!-krzyknęłam.
-Serio?-spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Tak, wtedy pierwszy raz wziąłeś gitarę i grałeś i śpiewałeś. Jak to leciało... hmmmm..."If heartache was a psyhical pain"
-I could face it I could face it 
But you're hurting me 
From inside of my head 
I can't take it I can't take it 

-Tak! Właśnie tak!
I tak zleciał nam cały dzień. Tom wszystko po kolei mi opowiedział, o tym jaką mieliśmy sytuacje rodzinną, o jego ucieczce, o wypadku rodziców i ogólnie o życiu. Potem przyszedł lekarz, który stwierdził, że mój stan jest na tyle stabilny, że mogę wrócić do domu, ale mam leżeć i się nie ruszać. No w sumie jak mam to robić zagipsowana "od stóp do głów". 
W domu miło chłopcy mnie powitali. Tom wraz z Nathanem zanieśli mnie do mojego pokoju. Brat wyszedł i zostawił mnie z brunetem. 
-Pamiętasz mnie?-spytał zasmucony.
Pokręciłam przecząco głową. Posmutniał bardziej. 
-Ale Nath, możesz to zmienić.. Powiedz coś o sobie o nas...
Uniósł wzrok na mnie i popatrz, mówiąc jednocześnie spojrzeniem "i tak byś mi nie uwierzyła".
-Nath, słuchaj mnie. Może uwierzę. Może mi się przypomni. Bądź dobrej myśli.
Milczał. Chyba płakał.
-Nathan... pamiętam jak byłam mała. To znaczy Tom mi przypomniał. Mówił, że często powtarzałam do pianych starych: "Chciałabym kiedyś spać w ciszy. Czy to ja im niszczę świat, mam swój kiedy ich nie ma. Co ja im robię, mam tylko kilka lat i mocno kocham". Mimo tego jacy byli ich kochałam i co uwierzyłam w to jak to Tommy mówił. Nathan powiedz.
-Byliśmy razem.- Patrzył w podłogę.- Tak wiem, nie wierzysz mi. Dla ciebie jestem tylko jakimś muzyczkiem, który zakochał się ślepo w młodszej siostrze kolegi z bandu. 
-Nath, przestań, wierzę.
Chłopak usiadł bliżej mnie na łóżku. Oparłam głowę delikatnie o jego ramię, a on mnie objął przeciwnym i milczał chwilę.
-Kocham...
-Cię.- dokończyłam.
Uśmiechnął się i milczał dalej. A ja razem z nim. Przymknęłam oczy. Czułam jak Nathan delikatnie dłonią gładził moje rudawe włosy. Czułam się bezpiecznie i przyjemnie jednocześnie. Czułam, że słowa chłopaka nie są wyssane z palca. Wiedziałam, że są prawdziwe i szczere. Potwierdziło to też ciepło i spokój jego słów. Chłopak położył się na plecach. Popatrzyłam się na niego.
-Śmiało połóż głowę.- powiedział.
Położyłam głowę na jego klatce. Jego serce biło powoli i rytmicznie. Wręcz jak jakaś kołysanka. Spojrzałam na Sykes'a. Miał zamknięte oczy. Wróciłam do poprzedniej pozycji. Dalej słuchałam bicia jego serca. Zamknęłam oczy. Ręce chłopaka mnie opatuliły. Zasnęliśmy.






_____________________________________________
Wróciłam po przerwie! Mam trochę nauki ale postaram się to nadrobić.

4000 wyświetleń 3 komentarze i biorę się za ciąg dalszy :))

niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 7- Dziwna substancja i jej konsekwencje

Przepraszam was bardzo za brak obecności.... Miałam pełno rzeczy na głowie...
zacznijmy od wyników ankiety.
Gimper
  1 (7%)
 
Nitro
  0 (0%)
Kaiko
  2 (15%)
 
Stuu
  3 (23%)
 
Dubiel
  0 (0%)
Jaś
  2 (15%)
 
Martin Stankiewicz
  0 (0%)
Rezi
  2 (15%)
 
Mandzio
  0 (0%)
Naruciak
  1 (7%)
 
Yoczook
  5 (38%)
 

Wygrał Yoczook, w komentarzach piszcie propozycje, co mam mu spamić przez następny tydzień :)

_________________________________________________________________________________
6 marca, California
Nasza nocka przedłużyła się do następnej nocy. Nic ciekawego się nie działo. Oglądanie filmów, jedzenie pizzy, rozmawianie po pianemu o polityce i religii. I tak dalej....
Nie było z nami Logan'a. Przyszedł koło 1. Był zaćpany i uciekł od razu do siebie. 
Od Veronici wyszłam koło 2 w nocy. Postanowiłam wracać krótszą drogą- przez ciemne zaułki (skracając drogę o 5 minut). W jednym z nich był jakiś blondyn. Miał mnóstwo tatuaży na rękach. W prawej dłoni trzymał jakąś strzykawkę z nieznaną mi substancją, a w lewej, igłę do tatuaży.
Nie wiem czemu, nie wiem po co, ale zaczełam się do niego zbliżać zamiast uciekać. Uniósł głowę w moim kierunku.
-A co taka śliczna dziewczyna robi tu o tej porze?- spytał.
-Ja tylko wracam do domu.- Zaczęłam się trząść, a on to chyba zauważył. Zaśmiał się kpiąco.
-Widzę, że ci się nie śpieszy. Jestem Jace.
-Kate.
-Ładnie.- Schylił głowę i wyciągnął jakąś przepaskę z plecaka.
-Chcesz?- spytał wskazując na strzykawkę.
Bez wahania skinełam twierdząco głową. Chłopak założył mi na przedramię tą opaskę i wbił w żyłę igłę. Wstrzyknął całą substancje i zabrał strzykawkę wraz z opaską. 
-Mnie tu nie było.- I znikł.
Z początku nie czułam nic. Zadnego bólu. Niczego. Postanowiłam wrócić na drogę główną. Było tak cicho i pusto. Wręcz idealnie. Przeszedł koło mnie jakiś zombie z podrapana twarzą. A może to był wampir? Chyba mam halucynacje... albo nie. Nie mam. Jest wszystko w należytym porządku. Przechodziłam obok mostu. Przysiadłam na jego barierce, czy jak to sie tam zwie. Obok leżał nóż. Podniosłam go. Podwinełam bluzkę i przyłożyłam go do brzucha. Wyryłam dość głęboko na nim jakis dziwny znak. 

Krew spływałam w dość szybkim tempie. Wyrzuciłam sztylet do rzeki. Bluzkę dałam tak jak powinna być. W kilka sekund przesiąkła cała krwią. Nagle w mojej głowie zaczęły pojawiać się myśli samobójcze. I znów przede mną stał ten zombie-wampir. Nie wiem kurwa co to. Stanęłam na barierce mostu, tyłem do przepaści. Jakaś dziwna moc zepchnęłam mnie wprost do rzeki.
(perspektywa Kate)
Zegar wybijał 3:12. Nerwowo chodziłem po salonie a Tom siedział i próbował znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie.
-A może została u Ver i telefon jej się rozładował?- zaproponował. Chwilowo stanąłem.
-Wzięła ładowarkę kretynie!- I znów chodziłem nerwowo.
Tom włączył pierwszy lepszy kanał. Telewizor wyświetlał nagranie z nocnych kamer przy rzece i moście na ulicy Wall Street. 
"Z ostatniej chwili! Patrol californijskiej policji, na brzegu rzeki przy Wall Street znalazł nieprzytomną nastolatkę. Według wstępnych badań doznała otwartego złamania kości promieniowej, złamania kości piszczelowej, wstrząśnienia mózgu oraz pęknięcia dwóch kręgów piersiowych. Według wstępnych ustaleń, dziewczyna była pod wpływem narkotyków i chciała popełnić samobójstwo. Na jej brzuchu widnieje wycięty znak w kształcie głowy i rogów kozła. Nie miała ze sobą żadnych dokumentów. Została znaleziona na brzegu, leżąca na głazach. Przewieziono ją do szpitala na Fosters Buildings."
Zamarliśmy słysząc ten komunikat. Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy na miejsce. A byliśmy tam o 4:27. Kate leżała w sali. Była w śpiączce. Nogę miała w gipsie, a na ręce szynę i pełno szwów. Wyglądała strasznie. Podrapana twarz, posiniaczone ramiona... Jeszcze lekarze zaszywali jej brew. Co jej kurwa wpadło do głowy żeby brać narkotyki?! Tom rozmawiał z ordynatorem,a ja przyglądałem się wszystkiemu zza szyby. 
-I co spytałem?- spytałem prawie płacząc.
-Cóż, została nieźle poturbowana... Jest pod wpływem nie znanego im narkotyku i tak naprawdę to to jej uratowało życie.- powiedział załamany.
-A kiedy się wybudzi?
-Tego też nie wiedzą.- Skrzyżował ręce na piersi i stanął obok mnie. Oboje wpatrywaliśmy się w prace lekarzy. Zostaliśmy tam całą noc.

20 marca, California.

Dopiero dzisiaj mogłem udać się by ją zobaczyć, a wszystko przez głupie lekcje. Tom był z nią każdego dnia, rozmawiał z nią mimo tego, że była nieprzytomna. Wszyscy już wiedzą o wypadku i są pogrążeni w "żałobie". Siedziałem obok Kate.Głaskałem jej włosy i patrzyłem jak powoli oddycha. Nagle jej oczy zaczęły się powoli otwierać. Gdy otworzyła je całkiem odepchnęła mnie od siebie.
-Kim ty kurwo jesteś?!- krzyknęła.-  Dlaczego mnie dotykasz?!
Ze zdziwienia nic nie mówiłem. Przyszedł lekarz i "wyciągnął" mnie na korytarz.
-Chłopcze, twoja dziewczyna doznała amnezji i stąd to zachowanie. Będzie musiała sobie wszystko po kolei przypomnieć. Zarówno ty jak i jej brat musicie jej dużo opowiadać o sobie i o niej. O przeszłości, o tym co lubiła, a co nie. Może to trochę potrwać, ale dacie radę.- I odszedł.
dotarło do mnie chyba tylko chłopcze.
Dlaczego to była ona, czemu nie ja?!
(perspektywa Nathan'a)

sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 6- Czy to można już nazwać zdradą?

Na początku chcę was bardzo przeprosić... Wiem zawaliłam... Tyle nieobecności. Cóż na wakacjach nie miałam czasu już na pisanie,a we wrześniu zdarzyło się coś przez co dalej dochodzę do siebie... Przepraszam...
W ramach rehabilitacji tego postanowiłam raz na tydzień dodawać rozdział. Po za tym zorganizuję parę chellenges. Pierwszym będzie to, że przez parę dni, od następnego tygodnia będę pisać do youtuberów, wybranych przez was w ankiecie (ankieta niebawem na stronie głównej) i będę do nich pisać głupie rzeczy, ogólnie ośmieszać się przed nimi i zamieszczać tu. Pojawią się również vlogi i innej pierdoły. 
Kontakt:
livsykes979@gmail.com
ask.fm/LouisYoureMine
gg: 55342133


__________________________________________


5 marca, California
Te same laski, co obserwowały mnie na lekcji, zaczepy mnie na korytarzu. Jedna z nich pchnęła mnie na ścianę na tyle, że dotykałam ją plecami. Położyła swoje ręce między moją głową, a jej koleżanki stanęły obok niej. Ze strachem w oczach patrzyłam w jej brązowe tęczówki
- Cześć laleczko!- odezwała się ta  blondyna.- Co się tak do Nathan'a przystawiasz?!
Milczałam
- I co milczysz suczko?- Cisnęła mną o ścianę na tyle, że się po niej osunęłam. Kopnęła mnie w brzuch. Skuliłam się z bólu.
-Ej zostawcie !- usłyszałam.
-Lepiej uciekajmy to znowu ta przewodnicząca szkoły Pena. Ale to jeszcze nie koniec suko!- Po chwili zniknęły.
-Dziękuję za pomoc.- zwróciłam się do brunetki
- Nie ma sprawy. Nic Ci nie jest?
- Nie. Chyba nie.
-To dobrze. Veronica Pena. 4C. Przewodnicząca naszego College California
-Parker. Katherine Parker. 3D. Jestem tu nowa. Miło Cię poznać.- Uśmiechnęłam się, a dziewczyna odwzajemniła go.
- Nie przejmuj się nimi. zbyt pewne siebie. Myślą, że im wszystko wolno. Masz tu mój numer.- Podała mi kartkę. 
-Dziękuję. Lecę na fizykę. Narazie.- Veronica machnęła ręką a ja ruszyłam w stronę schodów
Wszystkie lekcje na szczęście minęły w spokoju. Nathan'owi o niczym nie mówiłam. W domu byliśmy dopiero o 18:17. Kto by pomyślał, że lekcje w collegu tyle trwają! W domu był tylko Tom. 
-Gdzie reszta?- spytałam brata.
-Pojechali na przedwczesne wakacje do Hiszpanii. Ja wolałem zostać i pilnować was żebyście dzieci nie narobili.- Zaśmiał się
Odwzajemniłam mu tylko uśmiechem. Tom przygotował pyszną  pizze peperoni. Zjadłam kawałek, po czym zostawiłam ich  sam na sam dole i poszłam do siebie. Siadłam przy biurku. z torby wyciągnęłam zeszyt z majcy i zaczęłam rozwiązywać równania, co jakiś czas wpatrując się przez okno na szare ulice. Cambrige Street, jak zazwyczaj była pusta. Taka cicha, spokojna, bezludna...

Tą idealna ciszę przerwał dźwięk mojego telefonu. Odebrałam.

-Kate Parker!- usłyszałam kobiecy głos po drugiej stronie słuchawki.
-Veronica! Skąd zdobyłaś mój numer?- spytałam zdziwiona.
-Cześć mała, a od pewnego bruneta... Słuchaj co robisz w ten jakże nudny wieczór? Może wpadniesz na noc?
-Czyż tym brunetem jest Sykes? Cóż.... Właśnie kończę prace domową. Dokończę i przyjadę.
-Świetnie! Rose Street 111. See you mała.
-Pa.- Rozłączyłam.


-Może Cię podwieźć?- oparty o framugę stał Nathan.
-Wszystko zaplanowałeś?
-Można tak powiedzieć...- ukazał szereg białych zębów.- Nawet zdążyłem cię spakować. - Zza pleców wyciągnął torbę.
-Małpa! - Krzyknęłam i zarzuciłam chłopakowi ramiona na szyje.
-Uznam to za komplement Kate.

Wzięłam do ręki telefon i wraz z Nathan'em na dół. Tom'a poinformowałam o wszystkim i wsiedliśmy do jego samochodu po czym ruszyliśmy. Jest 19:03, a po 10 minutach byliśmy na miejscu. Jeszcze pożegnałam Nathaniel'a buziakiem i wyszłam z samochodu. Ruszyłam w stronę w drzwi. Nim zdarzyłam zapukać, drzwi się otworzyły. Stał w nich niezbyt wysoki, ciemnowłosy chłopak.

-Logan, a ty pewnie Kate. Wejdź. Ver już na Ciebie czeka.

Weszłam. Mówił dość zimnym i jednocześnie pociągającym głosem. Weszła Veronica. Przywitała mnie serdecznie i zapoznała z reszta. Usiedliśmy w salonie i oglądaliśmy filmy oraz jedliśmy pizze. Carlos wraz z Kendallem trochę bili się o ostatni kawałek. Ostatecznie zabrał go James, przez co oberwał od chłopaków. Nie siedział z nami tylko Logan. Od razu po otwarciu drzwi poszedł na górę. James stwierdził, że ma swoje gorsze dni i woli pobyć trochę sam. Gdy zegar wybił 2 AM, postanowiliśmy położyć się spać. Jedyną dla mnie możliwością miejsca do spania było u Logana. Miał dwie kanapy. 
Jego pokój rozpoznałam od razu po tabliczce na drzwiach z imieniem. Zapukałam.

-James! Geju wypad stąd!- usłyszałam zza drzwi. Zdziwiłam się lekko, ale mimo to weszłam do środka.
-Z tego co ja wiem mama dała mi na imię Kate. - uśmiechnęłam się.
Chłopak siedział w samej koszulce i bokserkach oraz jakąś książką Szekspira w ręce. Miał regał pełen książek. Weszłam do środka, zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie. 
-Jeju przepraszam mała...
-To nic wielkiego.- uśmiechnęłam się do niego i podeszłam do biblioteczki.- Widzę, że lubisz czytać.- stało tam wiele dzieł Szekspira, Josha Greena i wielu innych. 
-Taa i to bardzo. -uśmiechnął się krzywo.- Usiądź. 
Siadłam obok chłopaka a on objął mnie ramieniem. 
-Czemu jesteś taki...
-Zimny i pociągający?- zdążył to powiedzieć przede mną.
-Tak właśnie.- Spojrzałam na jego usta.
-Taki już jestem księżniczko. A ty czasem nie jesteś z Nathanem? Twoje gesty są zbyt oczywiste.-Miał racje. Zachowuje się jak nie ja. Jakbym myła marionetką, a ktoś lub coś mną porusza.
-On się nie liczy.- Czy ja to serio powiedziałam?! Tak właśnie to zrobiłam. Zaśmiał się ironicznie.
-Och księżniczko...- Chwycił mój podbródek i przez chwilę wpatrywał się w moje oczy. Puścił.



- Masz tego świadomość? Kochać to znaczy niszczyć, a być kochanym znaczy zostać zniszczonym. Jesteś pewna, że chcesz mnie "podrywać" jednocześnie oszukując innych?
-Tak.-odpowiedziałam spokojnym i zdecydowanym głosem. Czekaj! Czy ja to serio powiedziałam?! Czuje się jak zaczarowana, nie panuje nad sobą. Chłopak uśmiechnął się i przybliżył swoje usta do moich. Pocałował mnie a ja jego... Czy to można już nazwać zdradą? Nawet nie wiem kiedy poszłam się umyć i kiedy zasnęłam w objęciach Logan'a... Mam nadzieję, że to nie wyjdzie na jaw... Tak po za tym co to znaczy? Co znaczy:" Kochać to niszczyć, a być kochanym znaczy zostać zniszczonym". 
Bravo Parker! Masz zagadkę do rozwiązania i jeszcze tajemnice, która może ci zniszczyć życie. Bravo, bravo kurwa...

poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 5- Czyżby nowa miłość?

1 marca, California
Nie mogłem w samochodzie już na nich patrzeć, jak on ja obejmował... To, że trzymał jej rękę i się uśmiechali- tego znieść się nie dało! Czy to jest normalne, że kocham dziewczynę, którą znam 2 dni?! Wątpię. Jestem zazdrosny o kogoś z kim ledwo 10 sekund rozmawiałem. Ona jest zbyt śliczna, żeby być z jakimiś marnym raperem. Muszę ją zdobyć...
Wszedłem do sklepowej łazienki. Podszedłem do kranu i opłukałem twarz zimną wodą. Popatrzyłem w lustro... Kipiała ze mnie złość. Przez parę minut wpatrywałem się w moje zielono-niebieskie tęczówki, palące się ze złości. W nerwach uderzyłem z pięści w lustro. Rozbiło się na miliony małych kawałków. zapewne dźwięk tłuczonego szkła było słychać w całym sklepie... PO moich kostkach spływała krew. Podniosłem z ziemi jeden z większych kawałków rozbitego lustra. Przyłożyłem do żył i przeciągnąłem po nich. Krew pociekła prawie od razu, skapując na podłogę. Bólu wcale nie czułe... Taa... pewnie sobie pomyślą: ''taki duży chłopak, a taka cipa, że się tnie"... Wziąłem trochę większy kawałek papieru i owinąłem nim rany, po czym zaciągnąłem rękaw aż na kostki. Oczywiście krew ubrudziła mi cały rękaw! Mam nadzieję, że nikt tego nie zauważy... Wyszedłem. Tom wraz z nimi czekał przy wyjściu. Jak gdyby nigdy nic podszedłem do nich.
-Już okay? Możemy wracać?- spytała Kate.- Pod twoją nieobecność wszystko załatwiliśmy.
-To dobrze. To wracajmy.- odpowiedziałem, wymuszając uśmiech. W domu byliśmy po 1h. Po powrocie od razu poszedłem do siebie. Nie interesowali mnie inni... Zamknąłem za sobą drzwi na klucz. Ściągnąłem bluzę z zakrwawionym rękawem i rzuciłem gdzieś za siebie. Głowie miałem jedną myśl o Kate...:"nienawidzę ją, ale ją kocham". Tak wiem jestem idiotą... Wyciągnąłem bandaż z szuflady i zawinąłem w niego rękę. W sumie parę głębokich ran jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Siedziałem w pokoju do końca dnia i ignorowałem wołające mnie głosy...
3 marca, California
Usłyszałem rozmowę Kate z Kubą.
-Muszę wracać do Polski. Przepraszam.- powiedział.
-Okay... Rozumiem... I tak się w końcu zobaczymy.-Kilka godzin później po tej rozmowie- wyjechał. W końcu konkurent znikł! Może mam jakieś szanse... 
Do Katherin przyjechała nowa szafa. Oczywiście ktoś musi jej pomóc ją skręcić, a tym kimś będę ja! Wolnym krokiem podszedłem do uchylonych drzwi w jej pokoju.
-Może pomóc?- spytałem z uroczym uśmiechem.
-Jeśli możesz, sama raczej nie dam rady.- Od razu usiadłem obok rudowłosej dziewczyny i wziąłem się za skręcanie płyt. Szło nam całkiem świetnie do czasu..
-Co ty masz na ręce?!- wykrzyknęła, trzymając za poranioną rękę.
-To nic... takiego.- schyliłem głowę.
-Mów nikomu nie powiem.
-No bo ja wiesz.. no ten... no zakochałem się.... w tobie. Nie mogłem patrzeć na to jak bardzo wolisz Kubę... Zazdrość mnie cholernie zabija. Tak wiem jestem idiotą... Tnę się z jebanej zazdrości!- Milczała. Nagle przysunęła się bliżej mnie i przytuliła mnie.
-To nic takiego. Widzisz te blizny? Z całego mojego marnego życia są. Moze to głupio zabrzmi, ale też się w tobie zakochałam... Ale kocham was obu.- znów milczała.
-Mogę cię pocałować?-spytała po minucie. Oczy ze zdziwienia mi się powiększyły, ale mimo tego nachyliłem się w jej stronę. Zbliżyła swoje usta do moich. Trwaliśmy tak dłuższą chwile. Było nam dobrze. Odsunęła się i lekko uśmiechnęła. Po chwili uśmiech zbladł, a potem znikł. Palcami przesunęła po moich ranach. Odsunęła się, zaś ja naciągnąłem rękaw., aby nic nie było widać. Wróciliśmy do skręcania szafy, śmiechu przy tym mało nie było. Zajęło nam to około dwóch godzin. Szafa stanęła w kącie obok biurka. 
-Może ci pomóc z ubraniami?- spytałem.
-Nie trzeba. Dam rade. Pójdź do siebie i odpocznij.- Nie nalegałem, ucałowała mnie w policzek, po czym poszedłem do siebie. W domu panowała kompletna cisza. Pewnie śpią najebani. W sumie to bardzo dobrze!
(perspektywa Nathana)
5 marca, California
I nadszedł dzień, w którym znowu trzeba iść do szkoły... Wstałam o 7. Ubrałam się, wyszykowałam i w ogóle, po czym weszłam na dół. Tom już przygotowywał śniadanie.
-Cześć mała! Zrobiłem dla ciebie kanapki do szkoły.- odezwał się z uśmiechem.
-Dziękuje brat. Miło z twojej strony.- pocałowałam brata w policzek.
-No już leć, bo nie zdążysz. Sykes czeka na ciebie przed domem.- schowałam kanapki do torby i skinęłam w stronę Tom'a. Wybiegłam przed dom. Nath stał plecami do niego. Zwolniłam krok i po cichu podeszłam do niego, zasłaniając mu oczy. On nic nie mówiąc obrócił mnie przodem do siebie. Przytuliliśmy się. Trwaliśmy przytuleni przez chwilę.
- To co idziemy?- spytał.
-Raczej musimy biec. 
-No w sumie jest 7:40 AM. Więc biegnijmy.
Dobiegliśmy do szkoły jakieś 3 minuty przed dzwonkiem, a w klasie byliśmy równo z nim. Usiadłam z tyłu obok Sykesa. Oczywiście nie ominęły mnie wredne spojrzenia innych dziewczyn...
Kiedy weszła pani Scooter, przywitała się z nami, przedstawiła mnie innym, a potem zaczęła wypytywać o ferie. Ogółem miła babka. Przez całą lekcje obserwowały mnie trzy dziewczyny i coś szeptały między sobą... Czułam się z tym dziwnie...
(perspektywa Kate)

niedziela, 26 lipca 2015

Będzie vlog :)

Cześć! Siemanko, z tej strony Liv! Mam dla Was bardzo fajną wiadomość! Otóż jeśli na blogu będzie 1500 wyświetleń i 7 komentarzy pod dzisiejszym rozdziałem, za który zaraz się biorę to pojawi się vlog z Q&A oraz niespodzianką. Gdzie mozna zadawać pytania?
1. Pod tym postem.
2. W emailu livsykes@gmail.com
3. na asku z dopiskiem Q&A ask.fm/LouisYoureMine
Zatem biorę się za pisanie, a Wy zadawajcie pytania i rozsyłajcie znajomym :)

niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział 4- Love i Narnia :)

28 luty, Belfast


Przyleciałem. Cóż to chyba nie był zły pomysł. Wrócić na stare śmieci? Zawsze! Nic się tu nie zmieniło. Wciąż te same drogi, krzewy, twarze... Pewnie i ta sama Kate...
Szedłem Royal Street w poszukiwaniu domu Kate. 460,461,462... Patrzyłem na każdy numer, szukając upragnionej liczby 465. W końcu ją znalazłem. Mieściła się ona na białym, wielkim domu, wokół którego było pełno czerwonych i pudrowych róż. Między nimi dojrzałem tabliczkę. "Na sprzedasz'? Ale jak to możliwe?! Czyżby Kate się wyprowadziła?! Jaki fart, że podali numer. Zadzwonię... Może odbierze.
-Em... Halo?- usłyszałem już po drugim sygnale.
-Kate parker!- krzyknąłem z radością.
-Kuba Birecki?!- spytała z tym swoim pięknym brytyjskim akcentem.
-Zgadza się. Czemu dom sprzedajecie?
-Kuba... Moi rodzice nie żyją... Wyprowadziłam się do Californii, mieszkam teraz z Tom'em.
-Współczuje... Ale.. Przyjadę tam!
-Pieniądze nie graja roli. Muszę Cię zobaczyć! Muszę!
-Okay. Jak chcesz. Przepraszam za tamto wszystko. Dopiero teraz rozumiem jaki głupi błąd zrobiłam. Wybaczysz mi? 
-Już dawno to zrobiłem. Widzimy się za około 20h. Na razie mała. 
-Pa.
Californio przybywam!
 1 marca California
Chodziłem jak głupi po całym lotnisku. Tyle nie znanych twarzy... A wszystko tu takie wielkie... Nie to co w Polsce.. Nagle poczułem czyjeś ręce zasłaniają mi oczy i zapach bardzo słodkich perfum.
-Zgadnij kto to?- usłyszałem.
-Kate Miranda Parker!
-Gratuluje. A tobie wciąż brak brytyjskiego akcentu.- zaśmiała się.
Chwyciłem dziewczynę w pasie jedną ręką i obróciłem w swoją stronę. 
(z perspektywy B.R.O)
Czułam jego ręce na biodrach. Znów mogłam zatopić wzrok w jego przecudownych tęczówkach. Przytulił mnie, a ja położyłam ręce na jego ramionach i odwzajemniłam. Trwaliśmy tak przez parę minut.
-Kocham cię mała.- wyszeptał mi do ucha. Nic nie mówiąc oddaliłam się lekko od niego, stanęłam na palcach całując jego blado różowe usta. Odwzajemnił. Oczywiście staliśmy przy parkingu i ktoś musiał nam przerwać tą piękną chwilę.
-Gołąbeczki chodźcie!- Trąbił Tom. Rzecz jasna, marudziłam mu trochę żeby się zgodził, na to by Kuba został na parę dni u nas i udało się. Birecki wpakował bagaż do auta i ruszyliśmy w stronę domu. Gdy tylko Kuba przekroczył próg ...
-Młody weź to tu zostaw i wsiadaj do auta. Sykes! Rusz swoją piękną  dupę! Jedziesz z nami po szafę dla Kate- krzyknął. Kuba posłusznie zostawił walizkę obok schodów i wrócił do samochodu. Po paru sekundach przyszedł do nas i Nathan. Po jego wzroku od razu było widać ze Kubuś nie przypadł mu do gustu. Może jest zazdrosny o to, że mnie przytula cały czas na tylnym siedzeniu? Jadąc autostradą Tom darł się na każdego użytkownika drogi jadącego zgodnie z zasadami. (Oczywiście Tom sam zasad nie przestrzegał.)
-Jak jedziesz baranie!- krzyczał do jednego z przejeżdżających obok.
-Tom! Idioto na drogę patrz!
-Już, już młoda! Trzeba tych imbecyli nauczyć zasad ruchu drogowego!- wykrzyczał mój braciszek, a Kuba wciąż obejmował mnie ramieniem. Nathan przez cały czas siedział jakiś obrażony. Po godzinie słuchania krzyków Tom'a w końcu dotarliśmy do meblowego. W środku od razu się rozdzieliliśmy. 
(perspektywa Kate)
Kate i Kuba poszli w stronę 3 alei (telewizory i agd) a Ja i Nath w stronę 9 (meble) po szafę dla Kate. Jakieś białe, szare, różowe... Podszedłem do dużej dębowej zamykanej na kluczyk.
-Ej młody, sprawdź czy ta szafa jest dość głęboka.- Sykes podszedł do mebla a ja wepchałem go do środka, po czym zamknąłem na klucz.
-Parker idioto, wypuść mnie!- krzyczał jednocześnie waląc w jej ściany.
-Jak znajdziesz Narnie to mnie zawołaj.- zaśmiałem się.
Po paru minutach doszli do nas trzymający się za ręce Kuba i Kate.
-Gdzie Nathan?-spytała Ruda.
-Nie słychać? Szuka Narnii.- znów zacząłem się śmiać.
-Wypuść go.
-No dobra.- Jak ten posłuszny piesek swojej pańci, otworzyłem chłopaka. Wyszedł powoli nic nie mówiąc. Spojrzał w stronę młodej pary. Ścisnął pięści ze złości.
-Dojdę do was później.-powiedział, odchodząc ze zmarszczonym czołem. O chuj mu chodzi?

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 3- 'Czy już się zakochałam?'

27 luty, Belfast

Wreszcie nadszedł długo oczekiwany czas odlotu do USA. Wszystko chyba poszło dobrze... W sumie taką mam nadzieję. Bagaże odprawione (3 walizki, no w końcu trzeba zabrać wszystkie swoje rzeczy). Telefon wyłączony na czas lotu, a bramka nie piszczała kiedy przez nią przechodziłam. Okay! Jestem w samolocie. Zajęłam miejsce przy oknie tuż obok skrzydła. Parę sekund później usłyszałam komendę 'zapiąć pasy'. Mamy godzinę 15. Californio widzimy się za 17 godzin....


27 luty, Warszawa
Kariera rozkwita w szybkim tempie. Mieszkam tu prawie 2 lata. W sumie w Polsce nie zarabia się kokosów tak jak w Północnej Irlandii. Za sobą mam już 3 płyty: 'Univers Story', 'Miasto Prywatne' i 'Next Level'.
W trakcie tworzenia jest czwarta. Bardziej o mnie i o moim życiu. Ale dość o karierze. Dlaczego wyjechałem z Belfast? To proste po to by spełnić marzenia. W Belfast nie miałbym szans się wybić z tego co potrafię, ale kiedyś tam wrócę. Wrócę żeby porozmawiać z Kate. Teraz rozumiem, że zbyt gwałtownie wspomniałem o swoim uczuciu. Ono wciąż nie wygasło i tli się gdzieś na dnie mojego serca. Mam taką małą nadzieje, że ona czuje to samo...
Chciałbym poczuć smak jej ust i przytulać ją za każdym razem. Udowodnić jej chcę jak bardzo mi na niej zależy...
(z perspektywy B.R.O)

28 luty, California

7 rano. Wylądowaliśmy. Jeny okropnie się czuję. Wyszłam chwiejnym krokiem z samolotu i ruszyłam po swoje walizki. Uf.. Na szczęście wszystkie są. Rozejrzałam się dookoła i kilkadziesiąt metrów od siebie ujrzałam Tom'a z tabliczką "Witaj młoda w domu". Od razu rzuciłam mu się w ramiona. Oczywiście Tom musiał mnie podnieść i ściskać 3 razy mocniej.
-Przepraszam, przepraszam cię młoda. Tak bardzo jestem głupi, że cię zostawiłem tam samą. Przepraszam...-mówił to ze łzami w oczach.
- Nie żeby coś braciszku, ale miażdżysz mi żebra, przez co ledwo oddycham i może jedźmy już do domu bo spać mi się chce.
-No dobra porozmawiamy jak chłopaki gdzieś pójdą.
-Chłopaki?
-No tak mieszkam z kolegami z zespołu. Spokojnie dogadacie się. Tak w ogóle to zapisałem cię już do szkoły. Naukę zaczynasz zaraz po feriach czyli 5 marca. 
-Oczywiście o wszystkim pomyślałeś- uśmiechnęłam się serdecznie do brata i targając te wszystkie walizki wsiedliśmy w końcu do samochodu. Podczas podróży rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Zajęłam nam ona około 20 minut? Tak 20 minut. Thomas (to brzmi zbyt poważnie) zaparkował pod piękną, białą willą ogrodzoną wysokim żywopłotem i krzakami róż. Wyszłam z samochodu a Tom wziął wszystkie bagaże i zaniósł je do środka jednocześnie prowadząc mnie. Przy wejściu czekała czwórka chłopaków.
-No Kate poznaj moich kumpli: Siva Kaneswaran- mówiąc to wskazał na wysokiego mulata.
-Miło mi cię poznać mała.- Uśmiechnął się.
-Max George- uniósł rękę w stronę nie zbyt wysokiego łysego przystojniaka.
-Witam witam.
-Jay Mcguiness- tym razem pokazał na chłopaka z bujną czupryną.
-Witaj w naszych skromnych progach młoda.
-I ostatni i najmłodszy Nathan Sykes, będziecie razem do klasy chodzić.- na chwilę odebrała mi mowę, gdy patrzyłam na jego grzywkę na bok i zielono-niebieskie oczy. Czy już się zakochałam?
-Całuje rączki śliczna.- ucałowałam lekko moją rękę.
-Dobra młody, ty zaprowadź Kat do jej pokoju, a my zajmiemy się resztą.-zarządził Tom.
-Okay, ale wiecie, że nawet jeszcze 7 rano nie ma?
Chłopcy nawet nie zwrócili uwagi na pytanie Natha. Cóż brunet się tym nawet nie przejął, chyba przywykł do takiego traktowania. Szłam za chłopakiem po schodach aż na 2 piętro. Czy oni muszą mieć aż tak duży dom? 
-Twój pokój to ten 2 po lewej, zaraz obok mojego, a na przeciw twojego jest Toma. Obok jego jest łazienka.- słuchałam go z wielką uwagą.- Śmiało, wejdź do swojego pokoju.
Podeszłam do białych drzwi i otworzyłam je. W środku było tylko biurko z krzesłem i łóżko dwuosobowe. Ściany miały barwę  bladego różu.
-Czemu tu nie ma szafy?-spytałam.
-Cóż Tom ma dopiero z tobą jechać ją wybrać.-mówiąc to rzucił wszystkie trzy walizki przy ścianie.- Coś dużo tych rzeczy masz. Nawet ja tylu nie mam.- Zaśmiał się lekko, a ja razem z nim. Jak widać nie tylko jego uśmiech jest słodki, ale śmiech też.
-Młodzieży! Chodźcie do nas na dół.- krzyknął Max.
Zeszliśmy po paru sekundach i ruszyliśmy w kierunku salonu. Usiadłam na kanapie między Tom'em a Jay'em. 
-To co dziś oglądamy?-spytał Siva.
-Avatar!-wykrzyknął Jay.
-Stary chyba cię do reszty pogięło! Nie dość, że oglądamy go 7 raz z rzędu to i tak znamy go na pamięć. A może niech Kate wybierze. Młoda co oglądamy?- spytał Tom.
-Cóż nigdy nie oglądałam Avataru, więc niech będzie to.- odpowiedziałam.
-Już cię kocham!-krzyknął Jay. Uśmiechnęłam się tylko, a Tom z niechęcią na twarzy włączył film, a Max z Nathan'em przynieśli popcorn i cole.
Cóż może i to nie jest Belfast, ale już kocham to miasto, jednakże będę tęsknić za Zoe. Ale jej brat też mieszka w USA, więc pewnie się spotkamy. 
Witaj Californio! Witajcie nowe znajomości! 
Czas zacząć nowe życie w nowym mieście!