poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 5- Czyżby nowa miłość?

1 marca, California
Nie mogłem w samochodzie już na nich patrzeć, jak on ja obejmował... To, że trzymał jej rękę i się uśmiechali- tego znieść się nie dało! Czy to jest normalne, że kocham dziewczynę, którą znam 2 dni?! Wątpię. Jestem zazdrosny o kogoś z kim ledwo 10 sekund rozmawiałem. Ona jest zbyt śliczna, żeby być z jakimiś marnym raperem. Muszę ją zdobyć...
Wszedłem do sklepowej łazienki. Podszedłem do kranu i opłukałem twarz zimną wodą. Popatrzyłem w lustro... Kipiała ze mnie złość. Przez parę minut wpatrywałem się w moje zielono-niebieskie tęczówki, palące się ze złości. W nerwach uderzyłem z pięści w lustro. Rozbiło się na miliony małych kawałków. zapewne dźwięk tłuczonego szkła było słychać w całym sklepie... PO moich kostkach spływała krew. Podniosłem z ziemi jeden z większych kawałków rozbitego lustra. Przyłożyłem do żył i przeciągnąłem po nich. Krew pociekła prawie od razu, skapując na podłogę. Bólu wcale nie czułe... Taa... pewnie sobie pomyślą: ''taki duży chłopak, a taka cipa, że się tnie"... Wziąłem trochę większy kawałek papieru i owinąłem nim rany, po czym zaciągnąłem rękaw aż na kostki. Oczywiście krew ubrudziła mi cały rękaw! Mam nadzieję, że nikt tego nie zauważy... Wyszedłem. Tom wraz z nimi czekał przy wyjściu. Jak gdyby nigdy nic podszedłem do nich.
-Już okay? Możemy wracać?- spytała Kate.- Pod twoją nieobecność wszystko załatwiliśmy.
-To dobrze. To wracajmy.- odpowiedziałem, wymuszając uśmiech. W domu byliśmy po 1h. Po powrocie od razu poszedłem do siebie. Nie interesowali mnie inni... Zamknąłem za sobą drzwi na klucz. Ściągnąłem bluzę z zakrwawionym rękawem i rzuciłem gdzieś za siebie. Głowie miałem jedną myśl o Kate...:"nienawidzę ją, ale ją kocham". Tak wiem jestem idiotą... Wyciągnąłem bandaż z szuflady i zawinąłem w niego rękę. W sumie parę głębokich ran jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Siedziałem w pokoju do końca dnia i ignorowałem wołające mnie głosy...
3 marca, California
Usłyszałem rozmowę Kate z Kubą.
-Muszę wracać do Polski. Przepraszam.- powiedział.
-Okay... Rozumiem... I tak się w końcu zobaczymy.-Kilka godzin później po tej rozmowie- wyjechał. W końcu konkurent znikł! Może mam jakieś szanse... 
Do Katherin przyjechała nowa szafa. Oczywiście ktoś musi jej pomóc ją skręcić, a tym kimś będę ja! Wolnym krokiem podszedłem do uchylonych drzwi w jej pokoju.
-Może pomóc?- spytałem z uroczym uśmiechem.
-Jeśli możesz, sama raczej nie dam rady.- Od razu usiadłem obok rudowłosej dziewczyny i wziąłem się za skręcanie płyt. Szło nam całkiem świetnie do czasu..
-Co ty masz na ręce?!- wykrzyknęła, trzymając za poranioną rękę.
-To nic... takiego.- schyliłem głowę.
-Mów nikomu nie powiem.
-No bo ja wiesz.. no ten... no zakochałem się.... w tobie. Nie mogłem patrzeć na to jak bardzo wolisz Kubę... Zazdrość mnie cholernie zabija. Tak wiem jestem idiotą... Tnę się z jebanej zazdrości!- Milczała. Nagle przysunęła się bliżej mnie i przytuliła mnie.
-To nic takiego. Widzisz te blizny? Z całego mojego marnego życia są. Moze to głupio zabrzmi, ale też się w tobie zakochałam... Ale kocham was obu.- znów milczała.
-Mogę cię pocałować?-spytała po minucie. Oczy ze zdziwienia mi się powiększyły, ale mimo tego nachyliłem się w jej stronę. Zbliżyła swoje usta do moich. Trwaliśmy tak dłuższą chwile. Było nam dobrze. Odsunęła się i lekko uśmiechnęła. Po chwili uśmiech zbladł, a potem znikł. Palcami przesunęła po moich ranach. Odsunęła się, zaś ja naciągnąłem rękaw., aby nic nie było widać. Wróciliśmy do skręcania szafy, śmiechu przy tym mało nie było. Zajęło nam to około dwóch godzin. Szafa stanęła w kącie obok biurka. 
-Może ci pomóc z ubraniami?- spytałem.
-Nie trzeba. Dam rade. Pójdź do siebie i odpocznij.- Nie nalegałem, ucałowała mnie w policzek, po czym poszedłem do siebie. W domu panowała kompletna cisza. Pewnie śpią najebani. W sumie to bardzo dobrze!
(perspektywa Nathana)
5 marca, California
I nadszedł dzień, w którym znowu trzeba iść do szkoły... Wstałam o 7. Ubrałam się, wyszykowałam i w ogóle, po czym weszłam na dół. Tom już przygotowywał śniadanie.
-Cześć mała! Zrobiłem dla ciebie kanapki do szkoły.- odezwał się z uśmiechem.
-Dziękuje brat. Miło z twojej strony.- pocałowałam brata w policzek.
-No już leć, bo nie zdążysz. Sykes czeka na ciebie przed domem.- schowałam kanapki do torby i skinęłam w stronę Tom'a. Wybiegłam przed dom. Nath stał plecami do niego. Zwolniłam krok i po cichu podeszłam do niego, zasłaniając mu oczy. On nic nie mówiąc obrócił mnie przodem do siebie. Przytuliliśmy się. Trwaliśmy przytuleni przez chwilę.
- To co idziemy?- spytał.
-Raczej musimy biec. 
-No w sumie jest 7:40 AM. Więc biegnijmy.
Dobiegliśmy do szkoły jakieś 3 minuty przed dzwonkiem, a w klasie byliśmy równo z nim. Usiadłam z tyłu obok Sykesa. Oczywiście nie ominęły mnie wredne spojrzenia innych dziewczyn...
Kiedy weszła pani Scooter, przywitała się z nami, przedstawiła mnie innym, a potem zaczęła wypytywać o ferie. Ogółem miła babka. Przez całą lekcje obserwowały mnie trzy dziewczyny i coś szeptały między sobą... Czułam się z tym dziwnie...
(perspektywa Kate)

niedziela, 26 lipca 2015

Będzie vlog :)

Cześć! Siemanko, z tej strony Liv! Mam dla Was bardzo fajną wiadomość! Otóż jeśli na blogu będzie 1500 wyświetleń i 7 komentarzy pod dzisiejszym rozdziałem, za który zaraz się biorę to pojawi się vlog z Q&A oraz niespodzianką. Gdzie mozna zadawać pytania?
1. Pod tym postem.
2. W emailu livsykes@gmail.com
3. na asku z dopiskiem Q&A ask.fm/LouisYoureMine
Zatem biorę się za pisanie, a Wy zadawajcie pytania i rozsyłajcie znajomym :)

niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział 4- Love i Narnia :)

28 luty, Belfast


Przyleciałem. Cóż to chyba nie był zły pomysł. Wrócić na stare śmieci? Zawsze! Nic się tu nie zmieniło. Wciąż te same drogi, krzewy, twarze... Pewnie i ta sama Kate...
Szedłem Royal Street w poszukiwaniu domu Kate. 460,461,462... Patrzyłem na każdy numer, szukając upragnionej liczby 465. W końcu ją znalazłem. Mieściła się ona na białym, wielkim domu, wokół którego było pełno czerwonych i pudrowych róż. Między nimi dojrzałem tabliczkę. "Na sprzedasz'? Ale jak to możliwe?! Czyżby Kate się wyprowadziła?! Jaki fart, że podali numer. Zadzwonię... Może odbierze.
-Em... Halo?- usłyszałem już po drugim sygnale.
-Kate parker!- krzyknąłem z radością.
-Kuba Birecki?!- spytała z tym swoim pięknym brytyjskim akcentem.
-Zgadza się. Czemu dom sprzedajecie?
-Kuba... Moi rodzice nie żyją... Wyprowadziłam się do Californii, mieszkam teraz z Tom'em.
-Współczuje... Ale.. Przyjadę tam!
-Pieniądze nie graja roli. Muszę Cię zobaczyć! Muszę!
-Okay. Jak chcesz. Przepraszam za tamto wszystko. Dopiero teraz rozumiem jaki głupi błąd zrobiłam. Wybaczysz mi? 
-Już dawno to zrobiłem. Widzimy się za około 20h. Na razie mała. 
-Pa.
Californio przybywam!
 1 marca California
Chodziłem jak głupi po całym lotnisku. Tyle nie znanych twarzy... A wszystko tu takie wielkie... Nie to co w Polsce.. Nagle poczułem czyjeś ręce zasłaniają mi oczy i zapach bardzo słodkich perfum.
-Zgadnij kto to?- usłyszałem.
-Kate Miranda Parker!
-Gratuluje. A tobie wciąż brak brytyjskiego akcentu.- zaśmiała się.
Chwyciłem dziewczynę w pasie jedną ręką i obróciłem w swoją stronę. 
(z perspektywy B.R.O)
Czułam jego ręce na biodrach. Znów mogłam zatopić wzrok w jego przecudownych tęczówkach. Przytulił mnie, a ja położyłam ręce na jego ramionach i odwzajemniłam. Trwaliśmy tak przez parę minut.
-Kocham cię mała.- wyszeptał mi do ucha. Nic nie mówiąc oddaliłam się lekko od niego, stanęłam na palcach całując jego blado różowe usta. Odwzajemnił. Oczywiście staliśmy przy parkingu i ktoś musiał nam przerwać tą piękną chwilę.
-Gołąbeczki chodźcie!- Trąbił Tom. Rzecz jasna, marudziłam mu trochę żeby się zgodził, na to by Kuba został na parę dni u nas i udało się. Birecki wpakował bagaż do auta i ruszyliśmy w stronę domu. Gdy tylko Kuba przekroczył próg ...
-Młody weź to tu zostaw i wsiadaj do auta. Sykes! Rusz swoją piękną  dupę! Jedziesz z nami po szafę dla Kate- krzyknął. Kuba posłusznie zostawił walizkę obok schodów i wrócił do samochodu. Po paru sekundach przyszedł do nas i Nathan. Po jego wzroku od razu było widać ze Kubuś nie przypadł mu do gustu. Może jest zazdrosny o to, że mnie przytula cały czas na tylnym siedzeniu? Jadąc autostradą Tom darł się na każdego użytkownika drogi jadącego zgodnie z zasadami. (Oczywiście Tom sam zasad nie przestrzegał.)
-Jak jedziesz baranie!- krzyczał do jednego z przejeżdżających obok.
-Tom! Idioto na drogę patrz!
-Już, już młoda! Trzeba tych imbecyli nauczyć zasad ruchu drogowego!- wykrzyczał mój braciszek, a Kuba wciąż obejmował mnie ramieniem. Nathan przez cały czas siedział jakiś obrażony. Po godzinie słuchania krzyków Tom'a w końcu dotarliśmy do meblowego. W środku od razu się rozdzieliliśmy. 
(perspektywa Kate)
Kate i Kuba poszli w stronę 3 alei (telewizory i agd) a Ja i Nath w stronę 9 (meble) po szafę dla Kate. Jakieś białe, szare, różowe... Podszedłem do dużej dębowej zamykanej na kluczyk.
-Ej młody, sprawdź czy ta szafa jest dość głęboka.- Sykes podszedł do mebla a ja wepchałem go do środka, po czym zamknąłem na klucz.
-Parker idioto, wypuść mnie!- krzyczał jednocześnie waląc w jej ściany.
-Jak znajdziesz Narnie to mnie zawołaj.- zaśmiałem się.
Po paru minutach doszli do nas trzymający się za ręce Kuba i Kate.
-Gdzie Nathan?-spytała Ruda.
-Nie słychać? Szuka Narnii.- znów zacząłem się śmiać.
-Wypuść go.
-No dobra.- Jak ten posłuszny piesek swojej pańci, otworzyłem chłopaka. Wyszedł powoli nic nie mówiąc. Spojrzał w stronę młodej pary. Ścisnął pięści ze złości.
-Dojdę do was później.-powiedział, odchodząc ze zmarszczonym czołem. O chuj mu chodzi?